Prognozy meteorologiczne wskazywały, że to będzie deszczowy dzień, pomimo że poprzedzający go tydzień przepełniony był słońcem. Prognozy prognozami, a my uparcie ufaliśmy, że deszcz nie zakłóci nam przeżywania Drogi Krzyżowej, tym razem nie jak dotychczas, w murach klasztoru, ale w przepięknej górskiej scenerii Barda Śląskiego. Nasze nadzieje nie okazały się płonne, chociaż wyjeżdżając autokarem obserwowaliśmy zmoknięte deszczem smutne ulice Wrocławia.
Ponad czterdzieści osób wyjechało o dziewiątej rano spod szkoły w kierunku Góry Bardzkiej. Na 17 marca zaplanowaliśmy nabożeństwo Drogi Krzyżowej w malowniczym miasteczku położonym pomiędzy zawijasami Nysy Kłodzkiej. Po około półtorej godziny dotarliśmy na miejsce i rozpoczęliśmy wspinaczkę pod górę. Z początku nie dość strome, niedługo wzniesienie powoli zaczęło nam się dawać we znaki. Lekko zasapani (czasem dało się to słyszeć podczas czytania rozważań), cierpliwie pokonywaliśmy wzniesienie, zmieniając się po drodze w dźwiganiu krzyża. Z czasem pogoda (najważniejsze, że niedeszczowa) zaczęła nam dokuczać porywistym wiatrem, ale na szczęście byliśmy zaoptarzeni w czapki i kaptury. Kiedy dotarliśmy do ostatniej stacji, byliśmy lakko przemarznięci, ale też zadowoleni, bo uczestnictwo w Drodze było dla nas niezwykle budującym przeżyciem.
Po zakończeniu zdecydowaliśmy sie podejść paredziesiąt metrów wyżej (po stromym zboczu) i dotarliśmy do kapliczki na szczycie Góry Kalwarii. Tam mieliśmy trochę czasu na odpoczynek i posilenie się. W tym czasie pan Hermaszewski opowiedział nam o tym niezwykłym miejscu. Wracając zeszliśmy nad urwisko, którego charakterystycznym znakiem jest biały krzyż widoczny z dołu, z Barda. Widoczność może nie była zbyt dobra, mimo to widoki w tym miejscu zawsze są niesamowite, i tak było wczoraj. Schodząc od krzyża nie mogliśmy zapomnieć wstąpić do cudownego źródełka. Tam, tradycyjnie, niektórzy z nas nabrawszy wody w usta (niemetaforycznie) biegali wokół żródełka, w nadziei, że to w przyszłości zapewni szczęśliwe zamążpójście (biegały tylko dziewczyny).
Zimno może i było, ale na zakończenie dostaliśmy od Sióstr Urszulanek gorącą herbatę i zjedliśmy słodkie bułeczki, które przywieźliśmy ze sobą z domu. Po półgodzinie zebraliśmy swoje rzeczy i odjechaliśmy w stronę Wrocławia, który przywitał nas zimnym deszczem.
Cieszymy się, że udało nam się przeżyć tegoroczne nabożeństwo w tym niesamowitym miejscu. Atmosfera skupienia, jakiej doświadczaliśmy od samego początku Drogi, wysiłek, jaki wykonaliśmy oraz możliwość pobycia ze sobą i swoimi rodzinami poza szkoła i domem pomogły nam w niezwykły sposób przeżyć tajemnicę Męki Chrystusa.